🥊 Brama Miłosierdzia Co To Jest
Brama teleskopowa – alternatywa dla innych rozwiązań. Brama teleskopowa jest nowatorskim, a zarazem bardzo ciekawym modelem. To doskonała alternatywa dla wyżej omawianych rozwiązań. Brama teleskopowa to odmiana wariantu przesuwnego. Jednak nie mamy do czynienia z jednym dużym i ciężkim skrzydłem, które zajmuje sporo miejsca
36. Piesza Pielgrzymka Wrocławska na Jasną Górę - zapraszająca, by odnowić Chrzest św. i przeżyć tajemnicę Miłosierdzia Bożego - tuż tuż. W czwartek przy
Poniższa kolejność jest mocno przypadkowa, więc do dzieła! 1. Czeska Szwajcaria. Jest to najbardziej wysunięte na zachód Czeskie Skalne Miasto. Każdy znajdzie tutaj coś dla siebie. Na początek polecamy spacer połączony wraz z żeglugą flisackimi łodziami przez dwa wyjątkowe wąwozy. Wąwóz Dziki oraz Edmunda.
Parafia Rzymskokatolicka w Wolinie. Rok miłosierdzia Start; Aktualności. Ogłoszenia duszpasterskie; Intencje Mszalne
spełnianymi dla uczczenia Bożego Miłosierdzia «Miłosierdzie Twoje, Boże, nie zna granic, niewyczerpany jest skarbiec Twojej dobroci…» (modlitwa po hymnie Te Deum). «Boże, Ty przez przebaczenie i litość najpełniej okazujesz swoją wszechmoc» (modlitwa z XXVI niedzieli okresu zwykłego) – tak śpiewa, wiernie i z pokorą
Oficjalne informacje z SCP Wiki. SCP-096 to humanoid mierzący około 2,38 [m]. Podmiot nie posiada znacznej masy mięśniowej; wstępna analiza wskazuje na ciężkie niedożywienie. Ramiona podmiotu nie odpowiadają proporcjonalnie reszcie ciała obiektu, każda z rąk mierzy około 1,5 [m] długości. Skóra pozbawiona jest pigmentu; nie
Pielgrzymka Miłosierdzia Ejszyszki - Ostra Brama. 1,421 likes · 1 talking about this. Piesza Pielgrzymka Miłosierdzia Ejszyszki - Ostra Brama
Obietnica Jezusa jest rozmaicie interpretowana. Niektórzy wierzący w przepowiednie interpretują w kategoriach politycznych, inni raczej widzą w niej wymiar duchowy. Jan Paweł II w swojej wypowiedzi z 17 sierpnia 2002 roku sugerował, że ową iskrą jest orędzie Miłosierdzia Bożego przekazane przez św. Faustynę.
Brahma ( dewanagari ब्रह्मा, tamil. பிரம்மா) – w hinduizmie wraz z Wisznu i Śiwą tworzy Trimurti. W każdym z niezliczonej ilości wszechświatów, stwarzanych przez Mahawisznu Brahma jest pierwszą, śmiertelną, żywą istotą, zrodzoną z formy virat – kwiatu lotosu wyrastającego z jeziora umiejscowionego w
Spełniając polecenie Pana Jezusa dane siostrze Faustynie, papież JAN PAWEŁ II 30 kwietnia 2000 r. ustanowił Święto Miłosierdzia Bożego dla całego Kościoła. Była niedziela, 22 lutego 1931 roku. Wieczorem, kiedy przyszła do swej celi zobaczyła Pana Jezusa w białej szacie.
Brama miłosierdzia To, co piszę, nie jest napisane ze złośliwości do Kościoła rzymskokatolickiego albo innego wyznania, lecz z troski o prawdę Słowa Bożego i dusze ludzi, którzy potrzebują miłosierdzia od Boga i szukają go.
Brama Miłosierdzia przypomina nam o naszym chrzcie, kiedy to po raz pierwszy niebo się nad nami otwarło, kiedy staliśmy się w Chrystusie dziećmi Boga, ukochanymi synami lub ukochanymi córkami. Bóg nigdy tego nie odwoła. Przechodząc przez Bramę Miłosierdzia, uczymy się wraz ze św. Janem, że Bóg jest miłością.
ZAd709. ks. Stanisław Łucarz SJNiedziela Chrystusa Króla Wszechświata Ewangelia według św. Łukasza 23, 35-43 W tym roku na Uroczystość Chrystusa Króla Wszechświata Kościół każe nam czytać niezwykle wymowny fragment z Ewangelii według św. Łukasza, wskazujący na jedną z najważniejszych cech Królestwa Jezusa. Królestwa tego musimy się ciągle uczyć, bo jak mówi sam Pan: Królestwo moje nie jest z tego świata (J 18, 36). Święty Jan, z którego Ewangelii zaczerpnięty jest ten cytat, podkreśla, że jest to królestwo Prawdy. Natomiast św. Łukasz uwydatnia w swej Ewangelii inną jego cechę. Wszystkie cztery Ewangelie to jakby chór czterogłosowy. Każda ma wprawdzie swoją specyfikę, ale razem tworzą przedziwną harmonię. Ewangelia według św. Łukasza nazywana jest Ewangelią miłosierdzia, bo tę cechę przesłania Pana Jezusa Łukasz szczególnie podkreśla. W najwyższym stopniu widzimy ją właśnie we fragmencie przeznaczonym na Uroczystość Chrystusa Króla Wszechświata w liturgicznym roku „C”. W Chrystusie ukrzyżowanym skupia się cała moc Bożego miłosierdzia. Jak to zresztą zapowiada sam Pan Jezus: A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie. I, aby nie było wątpliwości, co te słowa Pana oznaczają, Ewangelista dodaje: To powiedział zaznaczając, jaką śmiercią miał umrzeć (J 12, 32-33). Na Golgocie objawia się miłosierdzie ogarniające wszystkich bez wyjątku. Tam też objawia się miłość miłosierna jako najwyższa cecha Królestwa Jezusa. Święty Łukasz uchwycił w swej Ewangelii pewien szczegół, który inni Ewangeliści pominęli. Chodzi o rozmowę Pana Jezusa z tzw. dobrym łotrem. Oczywiście, nazwa „dobry łotr” to oksymoron, tak jak „gorący lód” czy „sucha woda”… Ten łotr był łotrem, a więc człowiekiem złym. Sam zresztą przyznaje, że sprawiedliwie został skazany na straszną karę ukrzyżowania. W ostatniej godzinie swojego życia otwiera się jednak na Boże miłosierdzie. O dziwo, napis, który Piłat na złość Żydom kazał umieścić nad głową Jezusa: Jezus Nazareńczyk, Król Żydowski traktuje nie jako kpinę, lecz bardzo poważnie, jako objawienie… Dlatego wypowiada niezwykłe słowa: Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa. I ukrzyżowane Miłosierdzie odpowiada na to wołanie niesamowitą obietnicą: Zaprawdę, powiadam ci: Dziś ze Mną będziesz w raju. W miejscu naszego „zaprawdę” tekst oryginalny zawiera hebrajskie słowo „amen”, a to słowo pochodzi od hebrajskiego słowa oznaczającego skałę… Innymi słowy Jezus mówi mu: Moja obietnica jest mocna i pewna jak skała… Łotr, który przez Boże Miłosierdzie staje się „dobry”, jest – jak będzie podkreślać tradycja Kościoła – pierwszym obywatelem Jezusowego Królestwa. To wydarzenie, opisane przez św. Łukasza, mówi nam, że do Jezusowego Królestwa wchodzi się przez bramę Miłosierdzia. Nie wystarczy jednak, że ta brama jest otwarta dla wszystkich, także dla ostatnich łotrów, i to do ostatniej chwili życia; nie wystarczy, że Jezus wszystkich do Niej – czyli do siebie – przyciąga. Konieczna jest jeszcze postawa owego łotra – ufne powierzenie się Panu. Tradycja Kościoła nadała „dobremu łotrowi” greckie imię Dysmas (Dyzma), co oznacza „zachód słońca lub gwiazdy”. Może dlatego, że nawrócił się tuż przed końcem swego ziemskiego życia. Czczono go też przez wieki całe jako patrona skazanych na śmierć, a jego figury stawiano w pobliżu miejsc straceń, aby pomóc skazańcom, choć w ostatniej chwili przyjąć jego postawę, żeby i oni – za jego wzorem i wstawiennictwem – weszli przez bramę Miłosierdzia do Królestwa Jezusa. Kościół czcząc św. Dyzmę, nigdy nie przekreślał i nie przekreśla nikogo, wierny misji Jezusa, by wszystkich przyciągnąć do Jego Królestwa.
„Nazywamy go darem, łaską, namaszczeniem, oświeceniem, szatą niezniszczalności, obmyciem odradzającym, pieczęcią i wszystkim, co może być najcenniejsze. Chrzest jest najpiękniejszym i najwspanialszym darem Boga” (św. Grzegorz z Nazjanzu). Każde drzwi mają swoją tajemnicę. Jedne otwierają się automatycznie, inne wymagają ogromnego wysiłku. Są takie, które zamykają graciarnie, i takie, które chronią skarbce. Są ważne i mniej ważne. Takie od komórki i takie od królewskiej komnaty. Trzask bramy raju zamkniętej za Adamem i Ewą do dzisiaj odbija się po ziemi echem cierpienia i śmierci. Ta brama otwarta znowu przez Maryję, która sama nazwana została przez świętego Efrema „bramą niebios”, wciąż budzi nadzieję. Bo każde drzwi i każda brama gdzieś prowadzą. Pan Jezus powiedział, żeby Jego uczniowie wybierali wąskie, niewygodne drzwi, bo te szerokie i komfortowe najczęściej prowadzą donikąd. Kiedy indziej nauczał, że On sam jest Bramą owiec. A po tym wszystkim zostawił ludziom jeszcze jedną bramę, przez którą wchodzą oni do Kościoła. Ta brama nazywa się chrzest. Papież Benedykt XVI, kiedy ogłaszał w październiku 2011 rok wiary, zrobił to listem apostolskim „Porta fidei” – ten tytuł można tłumaczyć jako „podwoje (ale też brama) wiary”. Stwierdził, że brama ta zawsze jest dla nas otwarta. „Próg ten można przekroczyć, kiedy głoszone jest słowo Boże, a serce pozwala się kształtować łaską, która przemienia. Przekroczenie tych podwoi oznacza wyruszenie w drogę, która trwa całe życie. Zaczyna się ona chrztem (por. Rz 6,4), dzięki któremu możemy przyzywać Boga, zwracając się do Niego jako do Ojca”… I to jest sedno. W trakcie liturgii Mszy Świętej połączonej z udzielaniem chrztu, gdy rozpoczynają się obrzędy Komunii Świętej, padają słowa wprowadzenia do modlitwy „Ojcze nasz”. Nowo ochrzczone dzieci będą Boga nazywać swoim Ojcem. Właściwie nie można lepiej skomentować tego, co dzieje się, gdy człowiek przyjmuje chrzest. Od tego momentu ma prawo mówić „Ojcze” do samego Pana Boga. Zanurzeni w wodzie Chrzest jest bramą życia, ale i bramą sakramentów. Oznacza to, że aby jakikolwiek sakrament mógł zostać przyjęty ważnie, należy najpierw ważnie przyjąć chrzest. Istnieje stara historia o prymicjancie i babci, powtarzana – chyba bardziej jako anegdota – na wykładach przez liturgistów i prawników chcących podkreślić właśnie te warunki wymagane do ważności sakramentów. Otóż było to przy uroczystym obiedzie w trakcie prymicji wyświęconego dzień wcześniej kapłana. Radość wymieszana ze wzruszeniem wpłynęła na zaproszonych gości, którzy jeden po drugim zaczęli snuć wspomnienia z życia prymicjanta. W pewnym momencie babcia, staruszka, kiwając głową z zadowoleniem i wspominając, jak to słabym i lichym był noworodkiem – urodzonym w warunkach domowych – zakończyła swoją wypowiedź słowami: „Oj tak, synku, oj tak… Jak dobrze, że ja cię wtedy tym mlekiem, co na przypiecku stało, ochrzciłam…”. Prymicjant i proboszcz zamarli, reszta nie do końca zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji, więc pokiwała głowami z podziwem nad szybkością babcinej reakcji. A sednem problemu było oczywiście mleko (choć niektórzy absolwenci przypominają, że w innej wersji był to rosół stojący na przypiecku). Gdyby prawdą było, że (nawet w tych nadzwyczajnych okolicznościach) chłopak został ochrzczony jakimkolwiek innym płynem niż woda, chrzest byłby nieważny, a co za tym idzie – wszystkie następne sakramenty również, w tym przyjęte dzień wcześniej święcenia kapłańskie. Żeby ważnie ochrzcić, potrzeba wody (tylko i wyłącznie wody). Jest ona konieczna, bo – jak mówi katechizm – „zanurzenie w wodzie jest symbolem pogrzebania w śmierci Chrystusa, z której powstaje się przez zmartwychwstanie z Nim jako nowe stworzenie”, a sam sakrament chrztu jest „obmyciem odradzającym i odnawiającym w Duchu Świętym”. „Chrzcić” znaczy „zanurzyć”. Kodeks prawa kanonicznego stawia tę sprawę bardzo kategorycznie, gdy stwierdza: „Chrzest, brama sakramentów, konieczny do zbawienia przez rzeczywiste lub zamierzone przyjęcie, który uwalnia ludzi od grzechów, odradza ich jako dzieci Boże i przez upodobnienie do Chrystusa niezniszczalnym charakterem włącza ich do Kościoła, jest ważnie udzielany jedynie przez obmycie w prawdziwej wodzie z zastosowaniem koniecznej formy słownej” (kan. 849). Chrzest jest sakramentem wiary – tak określa go katechizm. Prawdopodobnie dlatego tak trudno nam o tym pamiętać, że fakt bycia ochrzczonym jest dla nas oczywisty. I niekoniecznie łączy się z wiarą. Naszą wiarą. Po prostu zrobili to nasi rodzice, którzy nas, zawiniętych w pieluchy, zanieśli do kościoła. Kiedyś, gdy dokonywało się to na skutek własnej decyzji i poprzedzone było długim okresem przygotowania, fakt związku osobistej wiary z przyjęciem chrztu był o wiele bardziej oczywisty. Ta kolejność wydaje się zrozumiała: najpierw wiara, a następnie sakrament. I kolejność ta zostaje zachowana również dzisiaj. Małe dzieci wolno nam chrzcić tylko wówczas, kiedy żyją one wśród ludzi wierzących i jest nadzieja, że będą wychowywane w atmosferze tej wiary, w której chrzest jest udzielany. Czy we współczesnych rodzinach katolickich noworodek ma szansę znaleźć wiarę, gdy przychodzi na świat? Kiedy ksiądz „robi problemy” „Ksiądz robi problemy”. Nie ma chyba na świecie księdza, który by tego nie usłyszał. Być może w pojedynczych przypadkach słusznie, śmiem jednak twierdzić, że rzadko. To jest standardowe wyrażenie osoby niezadowolonej z „obsługi” w kancelarii parafialnej, która wchodząc tam, miała swoje wizje i oczekiwania. Dotyczy to nie tylko sakramentu chrztu, ale praktycznie całości tematyki, którą duszpasterz i wierny omawiają. Z jednej strony: wizja wiernego, który przychodzi, by dopełnić formalności (fatalnie brzmi, wiem!), z drugiej – wizja duszpasterza (najczęściej jednak normy wynikające z Kodeksu prawa kanonicznego, których przestrzegać należy). Słowo „formalność” wydaje się tu kluczowe. Nigdy, ale to nigdy we wspólnocie Kościoła takie postawienie sprawy, zwłaszcza w przypadku kwestii życia sakramentalnego, nie wyszło na dobre ani wiernemu, ani duszpasterzowi, ani wspólnocie. Podstawowym błędem jest okopanie się na swoich własnych pozycjach i brak otwartości na dialog. –Spotykasz się z ludzką nieufnością w kancelarii? – pytam znajomego. Ksiądz Mirosław Godziek, proboszcz bazyliki w Mikołowie, odpowiada: – Oczywiście. Zdarza się, że ludzie czasami się blokują, mają jakieś uprzedzenia. Zapraszam ich wtedy do kancelarii a oni bardzo często przychodzą wraz z dzieckiem. Porządkuję więc te sprawy, mówię, że cieszę się, że przyszli razem. To ono – dziecko – nas tutaj gromadzi, więc bardzo proszę, żeby przyjęli, że wszystko, cokolwiek teraz będziemy tutaj ustalali, będzie realizowane właśnie dla niego. I to jest dobry punkt wyjścia. Jeśli bowiem mówimy o chrzcie jako o najlepszym podarunku, który rodzice mogą sprawić swojemu dziecku, w pakiecie z chrześcijańskim wychowaniem, nie ma chyba wątpliwości, że chodzi o miłość. Prawdziwą, szczerą, oddaną. A ta zawsze chce podarować to, co najlepsze. – Zdarza się, że do kancelarii parafialnej przychodzą młodzi, mama i tata – kontynuuje ksiądz Mirosław Godziek. – Następuje rozmowa. Nadzwyczaj ważna rozmowa i gdybym miał cokolwiek radzić współbraciom w kapłaństwie, innym duszpasterzom, to właśnie to, żeby ten moment wykorzystali. Nie oddawali go innym, ale wykorzystali jako okazję do przekazu najważniejszych dla naszej wiary treści, których być może nigdy później przekazać nie będą mogli. To może być rozmowa bardzo osobista, taka, której sami rodzice wcześniej być może nie mieli okazji z duszpasterzem nigdy odbyć. To wtedy mogą paść pytania o ich życie wiarą, o ich życie sakramentami, o to, czy żyją w małżeństwie, a jeśli nie, to jak można im pomóc, by odkryli wartość sakramentalnego małżeństwa. Mówię im, że to dziecko jest przecież owocem ich miłości, a miłość sakramentalna jest między innymi zapewnieniem temu dziecku bezpieczeństwa, które wypływa z sakramentu rodziców. Nie jest to bynajmniej rozmowa warunkująca otrzymanie przez dziecko chrztu świętego. Takie spojrzenie powoduje, że oni otwierają się bardziej, zaczynają zadawać sobie pytania odnośnie do ich wzajemnej miłości, do sakramentu małżeństwa… Bo przecież chcą dla tego swojego dziecka jak najlepiej. To pytanie o miłość zawsze jest najważniejsze. I myślę, że dla wielu rodziców, którzy swoje dziecko przynoszą do chrztu, może być punktem zwrotnym, czymś niezwykle ważnym. To jest w ogóle chyba jakiś znak naszych czasów. Tak, jak to sugeruje papież – mówienie o miłości jest lekarstwem na schorzenia współczesnego człowieka, na jego zasłony, na chowanie się za zaciśniętymi w pięści dłońmi. Chrzestni, czyli… a kogo ja mam znaleźć? „Przyjmujący chrzest powinien mieć, jeśli to możliwe, chrzestnego”. To „jeśli to możliwe” jest oczywiście bardzo ważne, tak samo jak stwierdzenie kolejnego kanonu, że „wybrać należy jednego tylko chrzestnego lub chrzestną albo dwoje chrzestnych”. Wobec coraz częściej pojawiających się propozycji, by dziecko miało dwóch ojców lub dwie matki chrzestne, koniecznie należy zauważyć, że „dwoje” (łacińskie „unus et una” w oryginale) to zawsze kobieta i mężczyzna. Chrzestny to ktoś, kto ma „pomagać”. Rodzicom w przedstawieniu dziecka do chrztu, a ochrzczonemu, by prowadził życie chrześcijańskie. Stąd też jego decyzja musi być dojrzała, bo niesie za sobą ogromną odpowiedzialność. Powinien mieć ukończone 16 lat, być bierzmowanym katolikiem, który przyjął już sakrament Eucharystii, i prowadzić życie zgodne z wiarą. To sformułowanie zawsze prowokuje dyskusję, zwłaszcza w kontekście pytania o to, czy osoba żyjąca w związku niesakramentalnym może „prowadzić życie zgodne z wiarą”. – To nie są proste pytania i nigdy nie będą proste odpowiedzi – mówi ks. Roman Chromy, członek Komisji Duszpasterstwa Konferencji Episkopatu Polski. Trzeba rozmowy, rozeznania i przede wszystkim spojrzenia na całość życia takiej osoby, której losy nie z jej winy mogły potoczyć się tak, a nie inaczej. Jej sytuacja z różnych przyczyn, jak na przykład te, o których Franciszek pisze w „Amoris laetitia”, może być nieodwracalna. Czy obecnie, gdy rozpadają się tak liczne małżeństwa, a wielu ludzi podchodzi do spraw wiary z dużą rezerwą, ale pomimo tego chce ochrzcić dziecko, pojawia się kłopot, gdy pada pytanie o chrzestnego? – Problem z chrzestnymi jest coraz częstszy – mówi ks. Mirosław – zwłaszcza w przypadku osób, o których mówi Franciszek, że są jakby na peryferiach życia Kościoła. Sugeruję wówczas rodzicom, by chrzestnym była osoba, która da dziecku dar życia duchowego, również poprzez ofiarowanie Komunii Świętej, i by była to osoba wierząca, a takich osób w życiu parafialnym nie brakuje. Zasadę mam jedną – to ja jako proboszcz chrzczę właśnie takie dzieci. Proszę innych parafian, by na takim chrzcie byli obecni. A pod koniec wszystkich obrzędów mówię: tam wisi obraz Matki Miłosierdzia. Idźcie tam z dzieckiem. Powierzcie je Matce Miłosierdzia. Bo my nie znamy przyszłości tego dziecka, ja jej nie znam, wy jej nie znacie. A my jako ludzie we wszystkim nie domagamy, więc niech Maryja weźmie je pod swoją opiekę! I idą. Klękają, modlą się, ofiarują dziecko Maryi… Imię, czyli dlaczego nie powinieneś nazwać dziecka Belzebubem „Rodzice, chrzestni i proboszcz powinni troszczyć się, by nie nadawać imienia obcego duchowi chrześcijańskiemu”. To sformułowanie zaczerpnięte wprost z kodeksu obowiązującego w Kościele prawa. Pozornie dziwne, bo co to znaczy „imię obce duchowi chrześcijańskiemu”? Tak, imię może sprawiać problemy. I nie chodzi o te ludowe opowiastki i anegdoty o ojcu, który po narodzinach syna był tak szczęśliwy, że przez tydzień nie wrócił do domu, a kiedy po tygodniu na chwiejnych nogach pofatygował się do urzędu, to wybrał mu imię ukochanego modelu samochodu. Chodzi o coś więcej – czasem nawet o formę prowokacji, a ta nigdy nikomu nie wychodzi na dobre. Głośna była sprawa dziecka, które miało być ochrzczone jako Belzebub. Głośna i spektakularna. Takich jest niewiele, niemniej jednak po każdym odcinku kolejnego amerykańsko-meksykańskiego serialu sprawy się komplikują. Imię to również temat kontrowersyjny, bo mocno kojarzony z rzekomą niechęcią księdza, potocznie określaną słowami „ksiądz robi problemy”… Niesłusznie, bo imię nadane zaraz po urodzeniu towarzyszyć ma człowiekowi przez całe jego życie, nie może być więc przypadkowe i jest również wyrazem miłości. Miłości wobec dziecka, nie wobec siebie samego i własnego gustu. W dobie wszechobecnych seriali może stać się przyczyną trudności w życiu obdarowanego imieniem bohatera kreskówki albo miłosnej historii. Odnosi się też do konkretnej osoby noszącej to imię, czyli patrona, który towarzyszy następnie wierzącemu w całym jego życiu. Jest to zapewne temat na zupełnie odrębny tekst i z pewnością wielu czytelników wyraziłoby chętnie swoje poglądy. Bo chodzi o coś niezwykle istotnego. Nie tylko o estetykę. Chodzi o odpowiedzialność. Odkrywanie Boga Zakończenie będzie być może trochę kaznodziejskie, ale istotne. Nie pamiętam, gdzie i jak zetknąłem się z historią pewnego krucyfiksu i dwóch przyjaciółek, które spotkały się na targu staroci. Jedna wychodziła już z sali, a druga zamierzała dopiero rozejrzeć się, co jest do kupienia. Wychodząca stwierdziła: „Nawet tam nie wchodź, nie ma po co, same śmieci”. Wchodząca postanowiła jednak sprawdzić sama, co jest do kupienia, i po kwadransie wyszła, niosąc stary krzyż, zniszczony, zabrudzony. Zakupiła go za grosze, odrestaurowała, odnowiła, wyczyściła. Ostatecznie okazało się, że to bardzo piękny krucyfiks. Powiesiła go na ścianie. Któregoś dnia mały chłopiec, zapewne wnuczek, bardzo przygnębiony, powiedział jej, że jest mu smutno, bo w salonie zobaczył coś, na czym był bardzo cierpiący człowiek. Historia to nieco naiwna. Pewnie nieprawdziwa. Ale z pewnością bardzo dobrze oddaje pewną rzeczywistość, mianowicie stosunek ludzi, człowieka, do wyznawanej wiary, do Jezusa Chrystusa. Dlaczego? Bo jedna z tych kobiet widziała na wyprzedaży same śmieci. Nic wartościowego. Druga dostrzegła piękno przedmiotu cennego i kunsztownego, jakim był krucyfiks. Chłopiec zaś dostrzegł nie piękno srebra, kunszt sztuki, misterne zdobienia, lecz raczej istotę – wizerunek Chrystusa. Chrystusa cierpiącego. Podsumowanie nasuwa się samo. Są na tym świecie trzy typy ludzi. Pierwszy: ci, którzy kompletnie nie widzą w fakcie bycia ochrzczonym nic atrakcyjnego. Drugi: ci, dla których chrzest jest czymś bardzo zewnętrznym. Tradycją, motywem scalającym grupę ludzi, może rzeczywistością piękną, historią sztuki, przeżyciem… I trzeci: ci, którzy naprawdę odkrywają wiarę, która została im podarowana przez rodziców i przez wspólnotę Kościoła. Odkrywają Jezusa Chrystusa. Nawiązują z Nim personalną więź. Zdaję sobie sprawę, że nie każdemu poszczęściło się w życiu tak bardzo, że mieli szansę tej personalnej więzi uczyć się od rodziców albo chrzestnych. Zawsze jednak jest czas na to, by zadać sobie pytanie, co właściwie oznacza dla mnie fakt bycia ochrzczonym.•
Boże Miłosierdzie, wbrew pozorom, nie jest czymś mdłym, nie jest miłym głaskaniem po głowie. Przeciwnie, ta boska "cecha" z naszego punkt widzenia bardzo często może być bulwersująca. O Bożym Miłosierdziu od dłuższego czasu jest głośno. Przyczynili się do tego w bardzo dużym stopniu Polacy - św. Faustyna Kowalska i bł. Jan Paweł II. Prosta zakonnica w swoim "Dzienniczku" przekazała nam orędzie miłosierdzia, a Karol Wojtyła postarał się, by usłyszał o nim cały świat. Ale co to właściwie jest to Boże Miłosierdzie? Co to znaczy, że Bóg jest miłosierny? Czy Jego nieograniczone miłosierdzie nie kłóci się z Jego sprawiedliwością? Szukając odpowiedzi na pytanie, jaki jest Bóg, najlepiej zajrzeć do Pisma Świętego, bo właśnie w Nim On się nam objawił. Przyjrzyjmy się trzem osobom, które mogą pomóc nam zrozumieć, jak bardzo Bóg wymyka się z ludzkich schematów myślenia. Prostytutka W Ewangelii świętego Łukasza jest zawarta jedna z moich ulubionych scen z życia Jezusa. Został On zaproszony do pewnego faryzeusza. Chrystus wszedł do domu i usiadł przy stole. W tym momencie podeszła do Niego jawnogrzesznica i zaczęła olejkami i własnymi łzami obmywać Jego stopy, wycierać je swoimi włosami, a potem całować. Oczywiście uczestnicy uczty od razu się oburzyli. No bo jak to tak można. Przecież "gdyby On był prorokiem, wiedziałby, co to za jedna i jaka jest ta kobieta, która się Go dotyka, że jest grzesznicą". Jezus swoim zachowaniem wywołał ogromny skandal. Podejrzewam, że większość z nas zachowałby się dokładnie tak jak faryzeusze. Wyobraźmy sobie, że siedzimy w jakimś bardzo zacnym gronie i nagle do najbardziej szanowanego gościa podchodzi prostytutka i zaczyna nacierać jego ciało olejkami i całować jego stopy. Czy nie bylibyśmy tak samo oburzeni? «Potem zwrócił się do kobiety i rzekł Szymonowi: "Widzisz tę kobietę? Wszedłem do twego domu, a nie podałeś Mi wody do nóg; ona zaś łzami oblała Mi stopy i swymi włosami je otarła. Nie dałeś Mi pocałunku; a ona, odkąd wszedłem, nie przestaje całować nóg moich. Głowy nie namaściłeś Mi oliwą; ona zaś olejkiem namaściła moje nogi. Dlatego powiadam ci: Odpuszczone są jej liczne grzechy, ponieważ bardzo umiłowała. A ten, komu mało się odpuszcza, mało miłuje". Do niej zaś rzekł: "Twoje grzechy są odpuszczone"». Zdrajca Od dawna staram się poznawać swojego ewangelicznego imiennika - św. Piotra. Ten to dopiero był gość. Niby przewodził apostołom, ale, gdy poczyta się Ewangelię, szybko można zauważyć, że bardzo często nie rozumiał sensu tego, co mówił do niego Jezus. Co więcej jest on jedyną osobą, do której Chrystus powiedział: "Zejdź Mi z oczu, szatanie!". Jakby tego było mało, w najważniejszym momencie Piotr zaparł się Jezusa, by najzwyczajniej w świecie uratować własną skórę. Tak, Piotr był zdrajcą. Nie tylko Judasz, ale także Piotr. Zastanówmy się, co my robimy ze zdrajcami? Jak my ich traktujemy? Co o nich mówimy? Czy potrafimy im przebaczyć? Ponownie zaufać? A co zrobił Jezus? Na zdrajcy zbudował Kościół, którego "bramy piekielne nie przemogą". «Powiedział mu po raz trzeci: "Szymonie, synu Jana, czy kochasz Mnie?" Zasmucił się Piotr, że mu po raz trzeci powiedział: "Czy kochasz Mnie?" I rzekł do Niego: "Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham". Rzekł do niego Jezus: "Paś owce moje!"». Prześladowca Na koniec przykład najmocniejszy. W czasach gdy Jezus chodził po tym świecie, na tych samych ziemiach żył pewien gorliwy Izraelita z pokolenia Beniamina. Młody faryzeusz był zażartym przeciwnikiem chrześcijan. Był świadkiem ukamienowania św. Szczepana. Później sam prześladował chrześcijan, żyjących w Jerozolimie. Około 35 roku wyposażony w listy polecające od Sanhedrynu, udał się do Damaszku z nakazem aresztowania zwolenników Chrystusa. Szaweł z Tarsu był prześladowcą chrześcijan. Z wielkim zaangażowaniem tępił nowo powstałą religię. Nie miał najmniejszego zamiaru popuścić komukolwiek, kto wierzył w Zmartwychwstałego. I właśnie taki ktoś stał się Apostołem Narodów, jednym z najważniejszych głosicieli Dobrej Nowiny. Po ludzku rzecz ujmując - nie do pomyślenia. Kiedyś usłyszałem, że tak właśnie wygląda zemsta Boga na Jego przeciwnikach. Nie potępia ich, ale sprawia, że stają się Jego wiernymi przyjaciółmi. «Gdy zbliżał się już w swojej podróży do Damaszku, olśniła go nagle światłość z nieba. A gdy upadł na ziemię, usłyszał głos, który mówił: "Szawle, Szawle, dlaczego Mnie prześladujesz?" "Kto jesteś Panie?" - powiedział. A On: "Ja jestem Jezus, którego ty prześladujesz. Wstań i wejdź do miasta, tam ci powiedzą, co masz czynić"» Bóg niepojęty Musimy się pogodzić z tym, że dopóki żyjemy na tym świecie, nie zdołamy do końca zrozumieć Boga. Jego nie da się ująć w żadne schematy, oceniać według naszego sposobu patrzenia na rzeczywistość. Te trzy przykłady - prostytutki, zdrajcy i prześladowcy - powinny nam wciąż dawać do myślenia. Nasz Bóg na ich grzech, zagubienie i zło odpowiedział swoim miłosierdziem. Jedyne czego chciał, to przyciągnąć ich do siebie, wybaczyć im, uleczyć ich. Tak właśnie działa Boże Miłosierdzie.
Boże Miłosierdzie miało swoje „pięć minut” i wystarczy, a teraz znów na topie będzie surowa Boża sprawiedliwość?Czas biegnie nieodwracalnie. Wydawałoby się, że dopiero co otwierały się w licznych miejscach na całym ziemskim globie Bramy Miłosierdzia, a tu już nadszedł ten dzień, o którym w bulli „Misericordiae vultus”, ustanawiającej nadzwyczajny Jubileusz Miłosierdzia, papież Franciszek napisał: „Rok Jubileuszowy zakończy się w uroczystość liturgiczną Jezusa Chrystusa, Króla Wszechświata, 20 listopada 2016 roku”.Co oznacza to zakończenie? Czy, jak mawiał pewien zakrystianin do ludzi, którzy nie zdążyli się wyspowiadać przed Mszą św., „Czas łaski minął”? Boże Miłosierdzie miało swoje „pięć minut” i wystarczy, a teraz znów na topie będzie surowa Boża sprawiedliwość?Gdy kończy się jakaś akcja albo gdy mija jakiś wyznaczony wcześniej odcinek czasu, zwykle następują podsumowania. Prezentacja efektów. Po Roku Miłosierdzia być może niektórzy spodziewają się szczegółowych statystyk, podających nie tylko, ilu pielgrzymów przybyło do Rzymu, ale takich bardziej „duchowych”. Np. o ile wzrosła liczba spowiedzi, w tym spowiedzi z grzechu aborcji, skoro rozgrzeszyć mógł każdy ksiądz. Albo jak wygląda po tym Roku krzywa prezentująca uczynki miłosierdzia. Najlepiej z podziałem na uczynki co do ciała i co do duszy oraz wskazaniem tendencji w poszczególnych danych nie będzie, chociaż zapewne niejeden spowiednik mógłby opowiedzieć o swoich doświadczeniach w minionego roku, o spowiedziach, które bez tego szczególnego czasu być może nigdy by nie nastąpiły. I pewnie można przynajmniej szacunkowo oceniać, czy dzięki zwróceniu uwagi na uczynki miłosierdzia, więcej ludzi otrzymało potrzebną im pomoc, doświadczyło zainteresowania i troski ze strony instytucji charytatywnych i służb państwowych. Można porachować, w ilu państwach np. zareagowano na apel o akt łaski w stosunku do więźniów. Ale już o wiele trudniej policzyć, ilu samotnych, starszych, schorowanych sąsiadów zyskało opiekę ze strony ludzi mieszkających za rodzaju podejście do tematu jest ryzykowne. Tak jak uporczywe szukanie wyrażającego się w cyfrach „efektu Franciszka” albo „pokolenia Jana Pawła II”. Działanie łaski nie ogranicza się tylko do kwestii, które da się ująć w liczby. Bo też nie tylko dla wymiernych, łatwo dostrzegalnych rezultatów nadzwyczajny Jubileusz Miłosierdzia został przez Papieża ogłoszony.„Są chwile, w których jeszcze mocniej jesteśmy wzywani, aby utkwić wzrok w miłosierdziu, byśmy sami stali się skutecznym znakiem działania Ojca” – napisał Franciszek w bulli ogłaszającej kończący się właśnie Rok ile znak otwarcia drzwi, inaugurujący od stuleci obchodzone w Kościele lata święte, jest łatwy do odczytania, o tyle gest ich zamknięcia, gdy wyznaczony okres jubileuszowy przemija, dla niejednego okazuje się trudniejszy i może nawet budzić pewne obawy, że skoro czas świętowania minął, wszystko wróci do stanu poprzedniego, do zwykłości i szarości, bez jakichkolwiek sformułowanie „zamknięcie Bram Miłosierdzia” w niejednych uszach brzmi niepokojąco. To się może kojarzyć z dawnym powiedzeniem, używanym kiedyś przez księży, że w pewnym momencie roku liturgicznego konfesjonały stają się niepotrzebne i można je wynieść na ciekawe porównanie Roku Miłosierdzia. Jedna mama, próbując wytłumaczyć córeczce, co to jest, powiedziała, że to trochę tak, jak promocja w dyskoncie, w którym stale robią zakupy. Od czasu do czasu niektóre zawsze w nim dostępne towary są w promocji. Po to, aby ludzie je na nowo zauważyli, żeby zwrócili na nie uwagę, przypomnieli sobie o nich. Porównanie nieco kulawe, ale coś w nim wyjaśnił, że „Rok Święty Nadzwyczajny jest po to, aby w codzienności żyć miłosierdziem, które od zawsze Ojciec rozciąga nad nami”. Także po jego zakończeniu. Zamknięcie Bram Miłosierdzia nie oznacza, że Kościół przestanie je głosić, że Bóg „zmęczył się” przebaczeniem. Miłosierdzie Boże trwa na wieki i się nie wyczerpuje ani nie zakończenie Jubileuszu Miłosierdzia papież Franciszek ogłosi list apostolski, zatytułowany „Misericordia et misera”. Przedstawi go w poniedziałek, 21 listopada, dzień po zamknięciu Bramy Miłosierdzia w Watykanie, abp Rino Fisichella, przewodniczący Papieskiej Rady ds. Krzewienia Nowej wiadomo jeszcze, co będzie w tym liście, ale jego tytuł daje do myślenia na przyszłość: „Misericordia et misera” (Miłosierdzie i nieszczęśliwa). To odwołanie do zdania św. Augustyna: „Relicti sunt duo, misera et misericordia” („Dwoje pozostało: nieszczęśliwa i miłosierdzie”) dotyczącego rozmowy Jezusa z kobietą przyłapaną na cudzołóstwie. Tą, która nie została potępiona, lecz usłyszała polecenie odnoszące się do jej przyszłości: „Idź i nie grzesz więcej”.
13 grudnia 2015 19:26/w Kościół Radio Maryja„Bramy podnieście swe szczyty, unieście się przedwieczne podwoje”- tymi słowami ks. abp Marek Jędraszewski, podobnie jak wszyscy biskupi świata, uroczyście otworzył Bramę Miłosierdzia w łódzkiej archikatedrze. Papież Franciszek również tego dnia, w III niedzielę Adwentu otworzył Drzwi Święte w bazylice św. Jana na Lateranie. A archidiecezji łódzkiej podobne uroczystości miały miejsce w dwunastu kościołach. Metropolita łódzki w słowie skierowanym do wiernych zaznaczył, że otwarta dzisiaj symbolicznie Brama Miłosierdzia, ma być znakiem dla każdego z nas, że Chrystus zaprasza nas byśmy doświadczyli Jego miłosierdzia. – Brama otwiera nową przestrzeń. Przyszliśmy do tej Katedry niosąc brzemiona tego świata, w którym żyjemy na co dzień. Świata, który wiemy niestety naznaczony jest przemocą, gwałtem raniącym słowem, kłamstwem, krzywdą. Te ciężary nieśliśmy tutaj ze sobą, świadomi także naszej słabości, naszych upadków, naszych grzechów. Ale otwarły się Drzwi Święte – Brama Miłosierdzia. Wkroczyliśmy do nowej przestrzeni, Bożej przestrzeni. Przestrzeni przenikniętej miłosierną miłością najlepszego Ojca – mówił łódzki Pasterz. „Bóg bogaty w miłosierdzia jest obecny pośród nas”- mówił metropolita łódzki. „Przez cały rok będziemy mogli doświadczać jak bogaty, jak pełen miłości wobec każdej i każdego z nas jest Pan”. Metropolita łódzki w słowie skierowanym do wiernych zwrócił uwagę, że ogłoszony przez Papieża Franciszka Rok Miłosierdzia ma być dla nas okazją do bycia miłosiernymi względem innych i do spełniania uczynków miłosierdzia względem duszy i ciała. – Nasze chrześcijańskie życie ma być szczególnym towarzyszeniem innym w ich wędrówce do Boga ten wielki Rok Jubileuszowy miłosierdzia ma nam pozwolić na odkrycie co to znaczy, że jesteśmy Bożym ludem wspólnie pielgrzymującym za Chrystusem – mówił ks. abp Marek Jędraszewski Nadzieję na zbawienie mamy budować na jednej zasadzie – mamy być miłosierni jak Ojciec, co jest jednocześnie hasłem tego Roku Jubileuszowego – dodał. – Im więcej w nas będzie tej miłosiernej miłości do drugich, im bardziej autentyczna będzie nasza solidarność z innymi ludźmi tym mocniejsza będzie nasza nadzieja, że Pan Bóg w godzinę sądu okaże nad nami swoje miłosierdzie i przygarnie nas i powie: „Chodź sługo dobry i wierny”. Gdzie jest taka nadzieja jest i radość w Panu – mówił pasterz Kościoła łódzkiego. Oprawę muzyczną podczas dzisiejszej uroczystości w łódzkiej Archikatedrze przygotował chór TON z parafii św. Franciszka z Asyżu w Łodzi pod dyrekcją Pauliny Twardowskiej oraz zespół instrumentów dętych pod dyrekcją Tomasza Maciaszczyka. Bramy miłosierdzia ogłoszone przez Ojca Świętego to okazja dla wiernych do uzyskania odpustu zupełnego. W Archidiecezji Łódzkiej łaski odpustu zupełnego można dostąpić w następujących kościołach: Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Bełchatowie, Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny i Świętego Michała Archanioła w Łasku, Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Łodzi, Świętego Wojciecha w Łodzi, Bazylice Archikatedralnej Świętego Stanisława Kostki w Łodzi, Świętej Faustyny w Łodzi, Miłosierdzia Bożego w Łodzi, Świętego Antoniego Padewskiego i Świętego Jana Chrzciciela w Łodzi – Łagiewnikach, Najświętszego Serca Jezusowego w Piotrkowie Trybunalskim, Świętego Antoniego i Świętego Stanisława Biskupa Męczennika w Tomaszowie Mazowieckim, Świętego Mikołaja Biskupa w Wolborzu, Świętej Katarzyny Aleksandryjskiej w Zgierzu. Antoni Zalewski, Łódź/RIRM
brama miłosierdzia co to jest